Kilka dni temu obejrzałam prezentację zdjęć, pokazującą jak młodzi dziesięcio-, dwunastoletni chłopcy przygotowują się do uczestniczenia w korridzie, ćwicząc w szkole dla przyszłych torreadorów. Zdjęcia miały charakter reportażowy i właściwie na żadnym z nich nie było brutalnych czy krwawych elementów. Może poza jednym – ostatnim, gdzie na ziemi była duża czerwona plama krwi. Zdjęcie kończyło diaporamę i nie pozostawiało złudzeń, co do nieuniknionego losu zwierzęcia.
Na różnych portalach często można zobaczyć zdjęcie małego kotka, patrzącego w lustro i widzącego jako swoje odbicie wspaniałego lwa. Interpretacja jest jednoznaczna – możesz być kim chcesz, a może i mieć co chcesz. Tylko…, no właśnie, tylko co?
Czasami czuję się jak wytarmoszony kot, który co rano układa energicznie swoją grzywę. Jak łatwo przewidzieć, lwem nie będę i po długim okresie zmagań, dziś wyznaję miłość słowu „akceptacja”.
To jest, po prostu życie.
Są rzeczy, na które mamy wpływ i równie wiele tych, na które go nie mamy. To, co z tego wynika, to splot przypadku, czasami okoliczności podpartych naszymi wcześniejszymi wyborami.
Możemy walczyć z rzeczywistością, wierzyć, że uda nam się pokonać wszystkie kłopoty, ale od tego grzywa nam nie wyrośnie, nie staniemy się nagle kimś całkiem innym. Dla mnie definicją środka, wyważeniem i umiarkowaniem jest akceptacja złych dni, które przychodzą i odchodzą.
Najtrudniej znaleźć pierwsze odpowiednie słowo.
Jakby tu zacząć żeby nie było patetycznie, wzniośle lub zbyt głęboko.
Problem w tym, że właściwie zastanawiam się co powinnam napisać i kto jest odbiorcą moich słów. Tego do końca nie wiem ponieważ czasami mam wrażenie że grono moich cichych wielbicieli jest szersze niż tych oficjalnych :)
A może powinnam się zastanowić co warto napisać.
Tak.
Zostanę przy tym stwierdzeniu.
Chyba każdy zna pytanie zadawana do bólu lub jak dla mnie do znudzenia czy „szklanka jest w połowie pełna czy w połowie pusta?”
Zawsze przy tej okazji można usłyszeć „ bo dla Ciebie szklanka jest zawsze do połowy pusta „ I już mamy odpowiedź i gotową receptę na pesymistę.
Gratulacje dla przykładu i ciekawego podejścia do tematu.
Co bardziej biegłe osoby odpowiadały „ w połowie jest wypełniona wodą a w połowie powietrzem „
Dzisiaj inna historia szklanki wypełnionej do połowy wodą.
Kim pan jest?
Nieznajomym – odpowiedział.
Nieznajomym, to znaczy nieznanym.
Komu nieznaną? Sobie? Innym? Niektórym? Wszystkim? Kim ja właściwie jestem?
Świat który nas otacza cały czas się zmienia.
Liczymy minuty a nie liczymy na ludzi.
Żyjemy coraz dłużej i nie potrafimy poradzić sobie z tymi którzy żyją za długo
Jesteśmy coraz częściej do siebie podłączeni a mino to coraz bardziej samotni.
Świat wydaje się być coraz bardziej jednolity a jednak jest coraz bardziej podzielony.
Łatwiej ze sobą na wzajem skończyć niż dzielić ze sobą szara codzienność.
Jutro poniedziałek więc tekst na miejscu :)
Jego autor od niedawna znalazła się w kręgu moich zainteresowań dzięki jednej ze znajomych mi osób Mariusz – dziękuję :)
„W tym kraju ludzie nie cenią sobie poranka. Budzą się gwałtownie na dzwonek budzika, który druzgoce ich sen jak cios siekiery, i od razu stają się niewolnikami żałosnego pośpiechu.
Ze smutkiem jest trochę tak jak z poranną kawą. Kiedy rano nie mogę lub nie mam czasy wypić w spokoju dużego kubka aromatycznej kawy odczuwam smutek. Jednak bez tego smutku nigdy nie doceniłabym jak pyszna jest poranna kawa. Bez smutku bylibyśmy płytcy i niepełni. Podobnie jest ze zmartwieniami. Nie jesteśmy w stanie bez nich żyć, ale jesteśmy w stanie odrobinę wpłynąć na ich odczuwanie
Kilka słów o martwieniu się o „cały świat” czyli otaczającą nas rzeczywistość
Czasami jest tak, że życie nas bezkompromisowo dociska. Dochodzi do sytuacji, ze to nie brak czasu na zrobienie kawy jest istotnym problemem ale brak chęci do jej zaparzenia.
Każdy dzień może być nowym początkiem. Jeśli masz w planach coś, co ciągle przekładasz na potem, albo mówisz, że zaczniesz kiedyś biegać, czytać, uśmiechać się do siebie i ludzi bez powodu – może to właśnie dziś jest najlepszy moment?
Oczywiście, że na wszystko jest odpowiednia pora i odbywa się w odpowiednim czasie, dlatego nic na siłę, bo to powoduje tylko frustrację. Jednak każdy dzień to nowa szansa, wiele dobrego może się w nim wydarzyć. Wybierz swój azymut.
A Ty jak zaczynasz poniedziałek? Z otwartymi ramionami na to , co przyniesie nowy tydzień? Z optymizmem, którym zarażasz innych? Czy raczej powolnym krokiem, trochę się ociągając i marząc o piątku?
Zastanawiałaś się jak Twoje myślenie wpływa na to, jak się czujesz?
Dedykuję ten wpis wszystkim, którym w poniedziałek trudno wstać z łóżka i chcieliby coś zmienić.
Jeszcze do niedawna bardzo mi imponowało nakręcanie się w oparciu o wyniki, rezultaty, bycie zawsze “naj” realizując każdy postawiony mi cel. Przypominało to wyścig o nieskończonej liczbie okrążeń. W swoim zabieganiu mijałam ludzi spokojnie siedzących w kawiarni, pijących kawę, rozmawiających, uśmiechających się, czasami trzymających się za rękę. Miałam wrażenie, że wszyscy dookoła pozwalają sobie na odrobinę normalności tylko nie ja. Moim punktem honoru było dojechać do nieistniejącej mety bez jakiejkolwiek radości z życia.
Dzień, w którym nauczyłam się łagodnego traktowania samej siebie to jeden z najważniejszych dni mojego życia. Od tamtej pory robię w życiu więcej. Więcej tworzę, mam o niebo lepszy humor, dbam o zdrowie, więcej śpię, jestem bardziej wrażliwa w życiu prywatnym, rozwijam powoli swoje życie zawodowe i nieustannie podróżuję.