
Od wielu lat chodzę po górach.
Zawsze sprawiało mi to dużo satysfakcji. Lubię moment kiedy wychodzę na szczyt lub na grań. Mam jednak wrażenie, że wraz z upływem lat moja bytność w górach zmieniła charakter.
Kiedyś liczył się cel.
Teraz liczy się cel, droga i bycie.
Co ma znaczenie poza tą chwilą?
Niewiele.

Jakiś czas temu, ktoś, przelotnie komentując sytuację powiedział do Anny
– Wszystko ma swój początek.
To stwierdzenie wywołało u niej uśmiech. Każdy początek jest banalny, pomyślała siadając przy ciemnym dębowym stoliku w jednej ze swoich ulubionych kawiarenek.
Ale czy tylko początki bywają banalne? Może końce również? Tyle, że są bardziej teatralne i zwykle po nich zapada cisza.
Kelnerka przyniosła kubek z kawą. Anna popatrzyła na ciepły, aromatyczny napój i zamyśliła się nad znaczeniem każdego jednego początku.
Kiedy on tak naprawdę ma miejsce?
Co go poprzedza zanim przerodzi się w konkretne działanie?
Co tak naprawdę wtedy się dzieje?

Dla Bożenki w Dniu Imienin
Nad głowa Judyty wirowały ciała niebieskie. Słońce i wiele planet, metalowe kulki wokół jednej większej, z drewna. Orbity wyznaczane cienkimi drucikami, niewidoczne nitki zamiast wzajemnego przyciągania. Wystarczyło lekko dmuchnąć, nie wstając nawet z pościeli, aby wprawić planety w ruch, czasem nawet zakołysało się Słońce. Wokoło zaś, w całym pokoju panowała kosmiczna pustka, chłód i matematycznie określona powtarzalność. Odrzucić kołdrę, wstać, włożyć coś na siebie, opuścić tą milczącą przestrzeń i zejść do kuchni po dębowych schodach.
Ile to już? Rok, dwa lata, wczoraj?

Czasami planuje coś z dnia na dzień. Wieczorem mam wiarę w moja niezachwianą sprawczości następnego dnia. Potem wiadomo, bywa różnie 😉
Wczoraj zaplanowałam, że dzisiaj ruszę w góry. Prognozy zachęcały. Trzeba być w ruchu – pomyślałam.
Budzik zadzwonił, wiadomo, o jakiejś kosmicznej godzinie. Naciągnęłam kołdrę na głowę ( czasami się zastanawiam dlaczego ludzie robią taki gest 🤔) i pomyślałam jak zawsze – jeszcze minutka.
Potem włączyło się radio. Moje ulubione i obecnie jedyne. Radio Nowy Świat.
Przez odmęty kołdry dolatywał do mnie głos spikera.

Podczas picia porannej kawy przeczytałam zdanie
„pomiędzy bodźcem a reakcją istniej przestrzeń, w której jest nasza swoboda wyboru a w niej rozwój i wolność”
Te słowa napisała Viktor Frankl austriacki psychiatra. Mówił o przestrzeni, która często jest dla nas nieuchwytna a stanowi podstawę dokonania swobodnego wyboru.
Często słyszymy z ust różnych osób słowa „masz wybór” ale czy zawsze jesteśmy w stanie dostrzec przestrzeń oddzielającą reaktywność od reagowania – odruch od wyboru.

Parę dni temu spontanicznie zaplanowaliśmy wyjazd w Tatry. Schroniska obecnie są zamknięte. Działają jedynie bufety zewnętrzne. Postanowiliśmy na luzie wyskoczyć do Doliny Pięciu Stawów, wypić herbatkę, pogrzać się w słońcu kontemplując piękno Tatr. To miał być ostatni taki ładny dzień. O 3:50 zadzwonił budzik. O 5:00 wystartowaliśmy. O 8:00 byliśmy na szlaku. Po niecałych trzech godzinach dotarłyśmy do Schroniska. Było na tyle wcześnie że słońce jeszcze do niego nie dotarło. Tatry jak zawsze wyglądały bajecznie. Ludzi praktycznie nie było. Postanowiliśmy podejść wzdłuż Wielkiego Stawu aby znaleźć się w zasięgu słonecznych promieni i usiąść w zacisznym miejscu. Kiedy tak sobie szliśmy, z prawej strony, skąpany w słońcu wznosił się Kozi Wierch – najwyższy szczyt w całości należący do Polski ( Rysy jak wiadomo dzielimy ze Słowacją)
– może wyjdziemy na Kozi? – zapytałam

Gdyby ktoś umiał spojrzeń na nas z góry, zobaczyłby, że świat jest pełen ludzi biegających w pośpiechu, spoconych i bardzo zmęczonych, oraz spóźnionych, pogubionych dusz.
Był sobie raz pewien człowiek, który bardzo dużo i bardzo szybko pracował już dawno zostawił swoją dusze gdzieś daleko za sobą. Bez duszy żyło mu się nawet dobrze – spał, jadł, pracował, prowadził samochód a nawet grał w tenisa. Czasem jednak miał wrażenie, że wokół niego stało się płasko, jakby poruszał się po gładkiej kartce z zeszytu do matematyki, kartce, którą pokrywają równiuteńkie i wszechobecne kratki.

“Szkoda, ze nie wiadomo w jaki sposób działa ten świat.
Czy rzeczy wynikają jedna z drugiej według jakichś trudnych do ogarnięcia prawideł ?
Czy są jak mniejsze pudełka, które wyjmuje się z większych, a te z jeszcze większych?
Czy rządzą nami siły zależne tylko od boskiej, nieprzewidywalnej dla człowieka woli ?
A może nie ma między nimi związku, może dzieją się, jak chcą, przypadkowo i chaotycznie, przecząc same sobie i łudzą ludzi swą pozorną logiką?”
Olga Tokarczuk – Podróż ludzi księgi

“Każda podróż zaczyna się od stanu, który można by określić jako zachłyśniecie się przestrzenią. Ciało ledwie zauważalnie drży z podniecenia, w głowie się kręci od mijanych krajobrazów. Dopiero po dłuższej chwili człowiek wyrwany dobrowolnie lub siłą okoliczności z miejsca, w którym żył, wraca do tego, co zostawił za sobą.
Ludzie identyfikują się z miejscem, gdzie zapuszczają korzenie, jakby życie bez tego wrastania w ziemię było tylko namiastką, czymś bez znaczenie. Jednakże wraz z każdą milą przeszłości, zmaterializowana w konkretne miejsca, blednie i coraz częściej zamazywana bywa tym, co rozpościera się przed oczami. Droga z koleinami wyżłobionymi kołami wozów, przydrożne studnie, obcy ludzie, kapliczki świętych ustawione na rozdrożach, wsie widziane z oddali, ogromna przestrzeń rozpięta na trzech wymiarach: ziemi, horyzontu i nieba.

“Co to za świat?
Czyjeś ciało przerobione na buty, na pulpety, na parówki, na dywan przed łóżkiem, wywar z czyichś kości do picia…
Buty, kanapy, torba na ramię z czyjegoś brzucha, grzanie się cudzym futrem, zjadanie czyjegoś ciała, krojenie go na kawałki i smażenie w oleju…
Czy to możliwe, że naprawdę dzieje się ta makabra, to wielkie zabijanie, okrutne, beznamiętne, mechaniczne, bez żadnych wyrzutów sumienia, bez najmniejszej refleksji”
Olga Tokarczuk – Prowadź swój pług przez kości umarłych