Menu
Nadzieja jest w kawie

Nadzieja jest w kawie

Sorry, this entry is only available in Polish. For the sake of viewer convenience, the content is shown below in the alternative language. You may click the link to switch the active language.

Jakiś czas temu, ktoś, przelotnie komentując sytuację powiedział do Anny

– Wszystko ma swój początek.

To stwierdzenie wywołało u niej uśmiech. Każdy początek jest banalny, pomyślała siadając przy ciemnym dębowym stoliku w jednej ze swoich ulubionych kawiarenek.

Ale czy tylko początki bywają banalne? Może końce również? Tyle, że są bardziej teatralne i zwykle po nich zapada cisza.

Kelnerka przyniosła kubek z kawą. Anna popatrzyła na ciepły, aromatyczny napój i zamyśliła się nad znaczeniem każdego jednego początku.

Kiedy on tak naprawdę ma miejsce?

Co go poprzedza zanim przerodzi się w konkretne działanie?

Co tak naprawdę wtedy się dzieje?

Przeszywa nas samotność, rezygnacja, a może maniakalna nadzieja na spotkanie drugiego człowieka, który stanie się w jakimś stopniu nam bliski. Potem o tym wszystkim nikt już nie pamięta. Po prostu, zaczyna powstawać nowa historia, z czasem jej wyjątkowość rozpływa się w masie nieistotnych wydarzeń. Niedawny lęk przed samotnością i smutek znikają, jakby ta magiczna chwila, to wznoszenie miało trwać w nieskończoność, a wszystko to, co poprzedzało ten banalny moment nigdy więcej miało nie powrócić.

Od kilku tygodni Anna coraz częściej zastanawiała się jak potoczyłaby się jej historia gdyby choć na chwile przywołać wspomnienia i emocje, poprzedzające ten jeden, konkretny początek.

Kawiarnię wypełniała muzyka, splatająca się z dziesiątkami dialogów. Obok Anny miejsce było puste, a dialog rozgrywał się tylko w jej umyśle. Kawa, stała towarzyszka rozmyślań Anny, nadal była ciepła.

Więc może jednak jest nadzieja i szansa dopóki jeszcze nie wystygła, pomyślała. Tylko który moment wybrać?

Czas płynął, kawa była coraz chłodniejsza.

Anna nie wiedziała, który moment z życia przywołać i zanurzyć się w nim raz jeszcze. Robiła tak wielokrotnie. Czasami pomagało na chwilę, czasami sprawiało ból. Ale kiedy bardzo się starała, aby wymazać pewne zdarzenia ze swojego głowy, nie mogła tego uczynić. Miejsce, w którym teraz siedziała umożliwiało cofnięcie się w czasie ale nie wymazanie wspomnień.

Kilka tygodni wcześniej w jej życiu wydarzyło się coś, czego nie mogła i tak naprawdę nie chciała zatrzymać. Z każdym dniem coraz bardziej wrastało to w jej emocje, by ostatecznie stać się iluzją szczęścia.

***

Anna wysiadła z samochodu. Dzień był pochmurny. Na podziemnym parkingu stało kilka innych aut. Wydawały się być opuszczone. Może ich właściciele ruszyli barwnymi alejkami w poszukiwaniu szczęśliwych chwil w dziesiątkach sklepów, których wystawy zachęcały wiosennymi kolekcjami. Ona sama od dawna zapomniała jak to jest fascynować się czymś nowym. Swetrem, torebką, butami. Od jakiegoś czasu nie miało to już znaczenia. Nie było niczym pociągającym ani pożądanym. Minęła kilka witryn oraz kawiarenkę, w której czasami siadała i patrzyła przez okno. Spojrzała na puste stoliki i zatrzymała wzrok przy jednym z nich. Do spotkania w innej części miasta zostało jeszcze ponad pół godziny. Wiedziała, że to za mało, aby się zatrzymać i zamówić kawę. Poszła dalej.

Na końcu alejki znajdowała się księgarnia. Pomyślała, że może jeśli nie kawa to choć chwilowe i przelotne towarzystwo książek jakoś wypełni czas do spotkania. Stanęła przed jednym z regałów i poczuła znudzenie. Właściwie nie wiadomo czym. Chwilą, życiem, a może perspektywą najbliższych godzin? Mijała kolejne półki, żaden tytuł nie był interesujący.

Już miała wychodzić, kiedy jedna z książek przykuła jej uwagę.

Zanim wystygnie kawa”.

Zdjęła ją z półki i obróciła, aby przeczytać krótkie streszczenie. Akcja książki rozgrywała się w jednej z małych, kameralnych i przytulnych kawiarenek. Miejsce to posiadało niepowtarzalny urok. Zamawiając kawę, można było jednocześnie cofnąć się w czasie do wybranej przez siebie chwili. Nie na stałe, tylko na czas, kiedy kawa była ciepła. Powrót następował samoistnie wraz z obniżaniem się temperatury aromatycznego napoju.

Anna pomyślała, że trzyma w dłoniach klucz, dzięki któremu znajdzie sposób, aby tak jak bohaterka książki, cofnąć się w czasie. Jednak niebawem znudzenie powróciło. Odłożyła książkę na półkę. Bez sensu, aby takie epizody stały się częścią jej życia. Dziesiątki razy w przeszłości nie tylko słyszała ale również sama powtarzała: “nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki”. Starała się w to wierzyć. Do spotkania zostało kilkanaście minut. Wybiegła ze sklepu i szybkim krokiem udała się w kierunku starej kamienicy.

Kolejne godziny wypełniły jej umysł dialogami, rozważaniami i interpretacją zagadnień z zawodowego życia. Te spotkania uskrzydlały ją. Czuła, że dziedzina w której pracuje daje jej spełnienie i realizację zawodowych marzeń.

Kiedy wracała ze spotkania ponownie minęła witrynę z książkami. Myśl o przeniesieniu się w czasie powróciła.

Czy powinnam pozwolić sobie na wiarę w to, że rzeczywistość może być fikcją? Gdybym każdego ranka, pijąc kawę, mogła cofnąć się w czasie, to czy taka możliwość wypełniłaby dojmującą pustkę w jej umyśle, czy może ujmując to bardziej filozoficznie, również w duszy?

Ponownie weszła do księgarni. Wzięła książkę do ręki i podeszła do kasy.

To był początek.

Banalny.

Ale co tak naprawdę go poprzedzało?

Na co liczyła, kiedy po zapłaceniu schowała książkę do torebki?

Jadąc do domu Anna zobaczyła, że na wyświetlaczu telefonu pojawiła się wiadomość od Roberta.

Kup sos sojowy i ocet do sushi”

Potem przyszedł kolejny sms.

I jeszcze masło, i pastę do zębów”

Na końcu każdej wiadomości była emotka. Uśmiechnięta buźka, wysyłająca serduszko. Tego dnia po raz pierwszy, od bardzo długiego czasu mieli razem robić sushi. Kiedyś, takie wspólne gotowanie przy muzyce i z kieliszkiem dobrego wina sprawiało im wiele przyjemności.

Kiedy to było? Anna już dawno przestała się nad tym zastanawiać. Poczuła w sobie niepewność czy jakiekolwiek powroty mają sens. Odrzuciła szybko myśl, która mogła zaburzyć nie tylko ich wspólny wieczór ale również sprawić, że kupiona przez nią chwilę temu książka zbyt szybko zostałaby otwarta.

***

Dzień powoli dobiegał końca. Anna usiadła w ogrodzie zimowym i włączyła swoją ulubioną składankę Rainy Day Jazz. Deszcz bębnił w szyby. Robert wyjechał na kilka dni. Po wielu latach stałego związku dwa lata temu rozstali się. Nie było teatralnych scen. On jej powiedział “nie chcę z tobą dłużej być”, Anna odpowiedziała “dobrze”. Przestali ze sobą mieszkać. Po wielu miesiącach Anna zrozumiała, że to wydarzenie było stłumionym tsunami.

Kilka tygodni temu znowu zaczęli rozmawiać. Była w ich dialogach jakaś łagodność. Anna zastanawiała się, jak nazwać to, co między nimi powstaje. Przyjeżdżała do Roberta i zostawała na dzień lub dwa. Potem wracała do siebie. Coś w jej wnętrzu nieodwracalnie się zmieniło. Być może on to zrozumiał i w pewien sposób zaakceptował. Czasami, kiedy Anna przyjeżdżała gotował kolacje. Nadal lubili chodzić po górach i oglądać filmy Woody Allena. Wieczorami siadali razem i czytali książki popijając białe, półwytrawne wino. Rozmawiali o fotografii. On wiedział, że nie zatrzyma jej na stałe, a ona wiedziała, że nie zostanie tu długo. Czasami, kiedy wyjeżdżała przytulał ją i szeptał ”dzisiaj już nic lepszego mnie nie spotka”

Po wielu latach Anna przestała wierzyć w słowo “stały”

Stały związek.

Stały partner.

Stałe uczucie.

To wszystko kojarzyło jej się z czymś, co w psychologii nazwano “przymusem powtarzania” Jeden związek się rozpada i natychmiast w jego miejsce pojawia się nowy wraz z myślą “teraz na pewno się uda”, “teraz na pewno będzie inaczej” I tak w nieskończoność. Syzyf, wtaczający kamień, powtarzalny scenariusz.

Zdanie “żyli długo i szczęśliwie” sprawdza się tylko w pierwszej jego części.

Na palcu prawej ręki Anna nosiła obrączkę z napisem Freedom. Dwa lata po rozstaniu z Robertem zrozumiała, że ani słowo “stały” ani słowo “wolność” nie istnieją. Istnieje tylko lęk. To on sprawia, że po kilku dniach, kiedy byli razem Anna musiała odejść, by znowu móc powrócić.

Podczas jednej z rozmów powiedziała Robertowi

– Wiesz nie można zostać porzuconym, kiedy nie jest się razem.

Potem następowały chwile spokoju i ukojenia. Robert pozwalał Annie żyć tak, jak chciała. Wiedział, że im mniej od niej oczekuje, tym częściej Anna wraca. Nie dlatego, że musi, czy powinna ale dlatego, że sama tego pragnie. A zdanie “żyli długo i szczęśliwie” może ilustrować pewną formą szczęśliwości znaną tylko im.

***

Książka “Zanim wystygnie kawa” kupiona przez Annę kilka dni wcześniej, nadal leżała wraz z innymi na nocnej szafce. Robert obojętnie przechodził obok jej książek. Jedna więcej, czy mniej. Jakie to ma znaczenie? Od lat nie interesował tym, co Anna czyta. Ona zaś zastanawiała się, czy nie powinna czytać czegoś bardziej ambitnego. Być może wtedy jej książki zainteresowałyby Roberta. Dlatego zwykle powstrzymywała się od radosnych informacji w stylu:

– Popatrz, kupiłam nowa książkę!

Kiedy jednak spontanicznie pokazywała mu świeży nabytek, on kwitował to beznamiętnym “aha” i nieuważnym kiwnięciem głowy.

Tym razem mogłaby spotkać się z czymś jeszcze. Być może bała się spojrzenia Roberta, które niosłoby komentarz w stylu “no chyba nie wierzysz w te brednie. To lektura dla zagubionych panienek. Poczytaj coś wartościowego”

***

Anna obudziła się, kiedy było jeszcze ciemno. Popatrzyła ze smutkiem na kupioną jakiś czas temu książkę. Tej nocy długo nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok. Z niespotykaną dotąd natarczywością wracały do niej obrazy z przeszłości. Toczyła w myślach dialogi, które nigdy nie zaistnieją w realnym świecie. Chciała wstać i zatrzymać rozkręcającą się w głowie karuzelę. Szybko odrzuciła tę myśl. Rano czuła zmęczenie. Bębniący w okno deszcz drażnił ją. Miejsce po jej lewej stronie było puste. Poczuła zapach kawy, którą zapewne kilka minut wcześniej Robert nastawił we włoskiej zaparzarce. Używali jej od lat. W domu mieli dwie. Na pojedynczą i na podwójną kawę. Ślady używania każdej z nich wskazywały na to, że częściej przyrządzali kawę osobno.

Zapach stawał się coraz bardziej intensywny. Anna usłyszała kroki na schodach, drzwi cicho skrzypnęły. Popatrzyła na Roberta a on uśmiechnął się łagodnie i postawił kubek z kawą na nocnej szafce. Na białej piance zauważyła zarys serduszka. Wtedy, w tym jednym momencie, kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, pomyślała, że zakup książki chyba nie był najlepszym pomysłem.

Właściwie po co miałaby wracać się do przeszłości?

Sypialnię wypełniła muzyka, aromat kawy odurzał. Uwielbiała ten moment. Przyłożyła kubek do ust. Rozdrażnienie i zmęczenie ustępowały .

***

Tydzień zbliżał się do końca. Każdy dzień Anna miała wypełniony pracą. Kiedy wracała do domu czuła zmęczenie. Jedyne, o czym marzyła, to żeby nikt nie zadawał jej trudnych pytań. Czasami siadała w fotelu, zamykała oczy i odchylała głowę. Zastygała w takiej pozycji na kilkanaście minut. Zazwyczaj odzyskiwała wówczas spokój.

Dni stawały się coraz dłuższe. Jeszcze tak niedawno, kiedy Anna siadała w przeszklonej części salonu nad głową widziała gwiazdy. Teraz, o tej samej godzinie zachodziło słońce. Z głośników sączyła się spokojna muzyka. Saksofon i fortepian. Ciężko się oprzeć takiemu duetowi. Robert był zajęty czymś istotnym tylko dla niego, jednak Anna nie odczuwała z tego powodu dyskomfortu. Tego dnia nie miała ochoty na towarzystwo.

Wyjęła komórkę. Beznamiętnie zaczęła skrolować idealny, szczęśliwy instagramowy świat. Kalejdoskop obrazów, każdy kolejny bardziej banalny od poprzedniego. Po chwili jej palec zatrzymał się na jednym z nich. Poczuła jak zalewa ją fala gorąca. Pomyślała, że to po prostu niemożliwe! Przecież ta część jej życia już od dawna jest zamkniętą historią. Anna na zdjęciu zobaczyła młodą kobietę. Blondyna z prostymi włosami do ramion w czarnej wieczorowej sukni. Jej czerwone usta były w tym samym kolorze co welurowe fotele, stojące w kolejnych rzędach. Anna jakby cofnęła się w czasie. Rozciągnęła zdjęcie, powiększając wszystko, co znajdowało się w tle.

Poczuła jak z każdą sekundą narasta w niej złość.

Kobieta na zdjęciu miała na imię Justyna. Wdzięczyła się do obiektywu, pokazując odsłonięte plecy. Nonszalancko odwracała twarz do ewentualnego odbiorcy. Jednak dla Anny istotne było to, co działo się na drugim planie. Powiększyła zdjęcie, aby przyjrzeć się postaci, którą dojrzała w tle. Kobieta miała na sobie czarną wieczorową suknię z odsłoniętymi ramionami. Obok niej siedział mężczyzna w nienagannym garniturze. Idealna para.

Nagle przeniosła się do tamtej chwili, kiedy czuła się bardzo szczęśliwa. Wtedy jej przeświadczenie o tym, że magiczne chwile będą trwały nieskończenie długo graniczyło z pewnością.

No właśnie, pomyślała Anna, zawsze gdy czuję, że jestem w życiu czegoś pewna powinnam wycofać się na bezpieczną pozycję, a nie ulegać swoim ulotnym fantazjom.

Odłożyła komórkę. To co zobaczyła i tak wystarczająco mocno ją zabolało. Nie chciała zanurzać się we wspomnieniach. One jednak, wbrew jej woli, były jak domino, jeden kamień popychał następny. Pod jej powiekami pojawiła się lawina niechcianych obrazów. Z głośników płynęła muzyka.

Z oczu Anny zaczęły płynąć łzy.

***

Późnym wieczorem Anna poszła do sypialni. Czuła się rozbita. Podeszła do łóżka, zapaliła nocną lampkę i popatrzyła na leżącą tuż obok niej książkę. “Zanim wystygnie kawa” była jak spełnienie dręczących ją pragnień.

A gdyby tak, choć na chwilę, jeszcze raz zapomnieć się? Zamówić kawę i pijąc pierwszy łyk polecieć do tamtych chwil na kilka, kilkanaście minut.

Anna czuła, że za moment wpadnie w pułapkę. Zaczęła drżeć. Czy dlatego, że w pokoju panował chłód, czy też z innego powodu? Nie zdejmując ciepłego szlafroka, położyła się na satynowej pościeli. Dotknęła ją dłonią. Usłyszała cichy szelest, poczuła delikatny zapach. Zamknęła oczy.

Wyobraziła sobie, że ktoś nakrywa ją kołdrą i gasi lampkę.

***

Mijały kolejne dni, wypełnione w całości pracą. Czasu wolnego było niewiele. Anna wstawała wcześnie rano. Przez chwilę pracowała w domu przy komputerze. Przy śniadaniu odpowiadała na maile i wiadomości. Wypijała kubek zielonej herbaty. Potem jechała do pracy, której wymiar i zakres sama ustalała. Po wielu latach tyrania w korporacji wreszcie udało jej się osiągnąć stan, do którego dążyła. Z każdym miesiącem coraz bardziej go doceniała. Niezależność zaczęła ją zmieniać, kształtować na nowo. Stała się częścią jej nowej osobowości. Tym razem nie była pozorna, jak wtedy gdy dostawała kolejne awanse w korporacji. Anna każdego dnia delektowała się nią. Była zobowiązana jedynie przed samą sobą i tylko przed samą sobą odpowiadała za to, co robi. Nie każdemu z jej otoczenia taka sytuacja odpowiadała. Być może nie każdy ją w pełni rozumiał. Niekiedy osoby, które wkraczały w jej życie osobiste chciały napisać scenariusz jej „szczęśliwego” życia. Anna kręciła głową i mówiła:

– Nie, chyba mnie nie słuchasz, nie mogę i nie potrafię tak żyć. To, co mówisz to twoja wizja życia i przyszłości, nie moja.

W chwilach kiedy mówiła, a właściwie powtarzała te słowa, czuła lęk. Wtedy jeszcze nie potrafiła go nazwać. Coś wewnątrz kazało jej odejść, uciekać. Kiedy zastanawiała się, co czuje miała mętlik w głowie. Przecież nie działo się nic złego.

Od niedawna w jej otoczeniu pojawiła się osoba, która wraz z kolejnymi spotkaniami i wspólnie spędzonym czasem, stawała się coraz bardziej bliska i ważna dla Anny. Racjonalne argumenty typu “wszystko jest dobrze”, “nic złego się nie stanie”, które generował jej umysł w momentach niepokoju, pozornie ją uspokajały. Lecz tylko pozornie i tylko na chwilę. Do następnego spotkania, kiedy po raz kolejny powtarzała sobie, że wszystko jest ok, że to początek czegoś ważnego. Wielokrotnie na wykładach słyszała słowa mentorów, którzy jak mantrę powtarzali: “nienazwane nie istnieje”

Jej lęk, który czasami odczuwała, również nie miał nazwy. Odsuwała go. Ignorowała. Kilka miesięcy później, kiedy wracała do chwil, w których go czuła, zaczęły pojawiać się słowa. W tych wszystkich pięknie brzmiących planach, roztaczających idyllę przyszłości, krainę mlekiem i miodem płynąca było ukryte coś więcej. Konieczność stworzenia “tu i teraz”, natychmiast idealnego związku. Ta konieczność sprawiała, że empatyczne zrozumienie nie istniało. Ostatecznie lęk został nazwany.

– Nawet nie wiesz jak ważna jesteś dla mnie, jak wiele dla mnie znaczysz ale nie chcesz żyć według mojego scenariusza, dlatego porzucę cię dla twojego dobra.

Kiedy to zrozumiała było już za późno. Za późno, żeby się nie rozbić. Za późno, żeby przez wiele kolejnych dni i tygodni nie czuć krzywdy wyrządzonej w imię jej dobra.

***

Ranek był pochmurny i zimny. Anna wstała, założyła szlafrok i zeszła do kuchni. Dom był pusty. Robert wyjechał wczesnym rankiem. Stanęła w ogrodzie zimowym. Z wszystkich stron otaczały ją szklane ściany. Lubiła patrzeć na zieleń. Na zewnątrz królowały wysokie drzewa. Tulipanowiec, metasekwoja, platan, dziesiątki klonów i strzelistych brzóz. Ze względu na wielkość ogrodu trudno było w nim zaprowadzić porządek, dzięki temu panowała tu swoboda. Anna wielokrotnie rano wychodziła na ogród w szlafroku. Spacerując, nie musiała się zastanawiać czy ktoś ją zobaczy, czy nie.

Tego dnia jednak postanowiła zostać pod osłoną szklanych ścian. Znowu, podobnie jak kilka tygodni wcześniej, poczuła chłód, jednak nie chciała wracać do łóżka. Na szafce w sypialni wciąż leżała książka, którą kupiła kilka tygodni wcześniej. Postanowiła, że nie odłoży jej na półkę, jak inne książki które zdarzało jej się kupić i nie czytać. Chciała mieć ją w pobliżu.

Tego ranka powróciła myśl o tym, co znajdowało się w tle instagramowego zdjęcia. Ponownie poczuła pragnienie powrotu do przeszłości. Ubrała się, wzięła książkę i wyszła z domu. Po kilkunastu minutach podjechała na parking przy kawiarni. Weszła. Rozejrzała się. Kanapa, stojąca w zacisznym miejscu była wolna. Podeszła do niej. Położyła torebkę. Zdjęła szal. Zamówiła duży kubek kawy. Wyjęła książkę. Na okładce widniał tytuł “Zanim kawa wystygnie”. Teraz, siedząc w tym miejscu, na kanapie, którą tak dobrze znała, poczuła samotność. W rękach trzymała gorący kubek. Wiedziała, że zegar zaczął tykać i jeżeli ma to zrobić to powinna zdecydować się jak najszybciej. Kawa z każdą minutą traciła temperaturę.

Każda stracona minuta teraz, to kilka minut mniej na przeżycie jeszcze raz chwil które miały miejsce w przeszłości.

Anna zaczęła zastanawiać się do jakiego momentu chciałaby wrócić. Czas płynął, kawa stygła. Siedząc tam czuła, jak ciepło rozchodzi się po dłoniach. Kiedyś pochodziło ono nie z kubka gorącej kawy tylko z jego dłoni. I kiedy po raz kolejny miała odpłynąć we wspomnienia, wydarzyło się coś innego.

Pomyślała, że chyba tak naprawdę, nigdy nie zdecydowała się dopuścić do siebie gniewu, który czuła po tym jak w imię jej dobra, coś ważnego, bez jej zgody skończyło się. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła niechęć do pragnień, które przywiodły ją tego dnia, do kawiarni, do tego miejsca. Z każdą minutą, kiedy kawa traciła ciepło Anna stawała się coraz bardziej wolna. Myśli o powrocie do przeszłości zaczęły znikać. Pomyślała o banalności, nie tylko tego, jak coś się zaczyna ale również, jak się kończy. Jak znika z jej życia. Uśmiechnęła się, wiedząc, że kolejne dni będą, być może, kolejnym banalnym początkiem ale w sumie jakie to ma znaczenie?

Dopiła kawę. Odpisała na wiadomości. Zamówiła śniadanie. Pomyślała, że przecież zawsze jest ciąg dalszy, a zakończenie może być otwarte.

Spakowała książkę, zapłaciła i wyszła.