Menu
Dziś rano spadł śnieg.

Dziś rano spadł śnieg.

Dziś rano spadł śnieg.

Przypomniałam sobie widok drzew, których gałęzie pochylają się od nadmiaru śniegu.

Kiedy bieli zaciera linię horyzontu, lubię zatrzymać się na chwilę.

Pod białym puchem leży świat, a umysł otwiera się na myśli głęboko schowane.

Wtedy czuję największą ulotność wszystkiego, co mnie otacza.

Kiedy jest zimno, lubię wiedzieć, że ktoś na mnie czeka w domu z kubkiem gorącej herbaty. To zimą liczą się miejsca i ciepłe uśmiechnięte twarze, zapachy, które na długo pozostają w zakamarkach pamięci, smaki na nowo obudzone. W tych wszystkich chwilach cichutko skradają się nasze wspomnienia, które są jedną z ważniejszych części naszej osobowości.

W zimowe dni można na chwile się zasmucić i nikogo to nie dziwi. W rozgwieżdżone noce odczuć dojmującą potęgę kosmosu i poczuć, że jesteśmy tu przez chwilkę. Czas wracać do domu, gdzie jest wszystko, co najważniejsze.

Zima to czas przytulania wszystkiego, co najcenniejsze, siedzenia pod kocem, usprawiedliwiania wieczornego szperania po lodówce, zapachu świeczek, oglądania zdjęć i nagłych ukłuć lęku, że czas nie zawsze będzie łaskawy, bo właśnie ta chwila staje się przeszłością.

W słoneczne wiosenno-letnie dni wydaje nam się, że każde kolejne jutro się wydarzy. Tracimy poczcie limitu, uzasadniamy pośpiech, definiując siebie przez nieskończoną liczbę dynamicznych przymiotników. Zima spowalnia ten rytm. Staje się dla niego zaprzeczeniem.

Trzy razy „można” i raz „warto”.

Można się porównywać z innymi, albo tylko ze sobą, bo lepiej być sobą niż świetnym kimś innym.

Można nieustannie chcieć więcej, albo pijąc poranną kawę czuć spokój, że ma się tak wiele.

Można myśleć, że zawsze się zdąży powiedzieć komuś jak bardzo jest ważny, albo mieć świadomość, że jutro to nie constans.

Warto pamiętać, że najważniejsze rzeczy w życiu to nie są rzeczy.