Menu
Powrót

Powrót

Pierwsze skojarzenie dla większości osób ze słowem “powrót” to powrót do “kogoś”

Wtedy możemy się zastanawiać ile teorii, funkcjonujących w różnych życiowych filozofiach mówi o tym, że “warto wracać do kogoś” a ile mówi że “nie warto”.

Zwolennicy jednej i drugiej są w stanie poprzeć swoje poglądy osobistymi doświadczeniami lub, w co zdarza się chyba częściej,  ogólnie funkcjonującymi tzw. mądrymi “myślami” krążącymi w postaci memów, które pięknie brzmią i na tym ich urok sie kończy. 

Do tej pory, nie udało mi się spotkać osoby, w życiu której, te pięknie brzmiące, najczęściej jedno zdanie przekazy, magicznie zmieniłyby pogląd bądź stosunek do relacji z drugą osobą.  Dzisiaj nie napisze swoich przemyśle w tym zakresie natomiast chciałabym powiedzieć o powrocie, który zawsze ale to zawsze warto jest zrobić.

To powrót do samego siebie.

Nie wiem czy ktoś z Was, czytając ten post, zastanawiał się jak często porzucamy sami siebie i na jak różnych płaszczyznach ma to miejsce.  

Kiedy wracałam dzisiaj z Krakowa zasłuchana w swoje nowe podcastowe “odkrycie” pomyślałam, że  parę dni temu w pewien sposób wróciłam do siebie. Może wtedy, kiedy ta czynność miała miejsce nie przypisywałam jej takiego znaczenia. Ale dzisiaj już tak. Dzisiaj patrzę na ten moment inaczej.

Kilka dni temu, w jeden z deszczowych i mglistych dni, pierwszy raz od dwóch lat podeszłam do półki na której leżał mój aparat fotograficzny i nacisnęłam przycisk “on” Po wielu miesiącach, po raz pierwszy poczułam niesamowitą potrzebę wyjścia w góry, sama, z aparatem.

Interesowałam się fotografią przez 15 lat. Wiele moich przygód, podróży, znajomości powstało na bazie tej pasji. Obiektyw był moim okiem na świat. To przez niego nie tylko kadrowałam ale również mentalnie patrzyłam. To on stał się moją formą kontaktu z otoczeniem i językiem jakim chciałam mówić i jakim chciałam być słyszana. Ta bezsłowna komunikacja, gdzie obraz skrywał moje emocje była tym, czym chciałam zapisać się w umysłach innych ludzi. 

Prawie dwa lata temu to wszystko odeszło. Stało się to moją niedostępną częścią. Jakby zmieniające się okoliczności sprawiły, że to co wcześniej dawało mi siłę do tworzenia i kreatywności przestało istnieć. Tak po prostu, od jednego dnia, coś we mnie zmieniło się na tyle, że wzięcie aparatu do ręki stało się niemożliwe. 

Trudne sytuacje w życiu sprawiły, że przysłowiowa batalia o przetrwanie wykluczała przyjemne i relaksujące momenty. Co ciekawe, ta moja determinacja związana z ogarnięciem różnych życiowych obszarów sprawiła, że ani przez moment nie czułam tęsknoty za swoją wieloletnią pasją. Tak sobie myślę, że każdy okres w naszym życiu uczy nas czegoś nowego o nas samych. I ja właśnie tak odkryłam tą część siebie.

Wracając do tamtego deszczowego i mglistego dnia, pamiętam, jak nie tylko włączyłam aparat ale na nowo odkryłam to, że ta moja “lustrzanka” trochę waży i że dawno nie czułam tego przyjemnego ciężaru. 

Ten dzień nie był początkiem. Był powrotem do tego co przez wiele lat kochałam. Co sprawiało, że patrzyłam na świat bardziej uważnie, chcą dostrzec to czego inni nie wiedzą. Był przede wszystkim powrotem który zawsze warto zrobić. Powrotem do samej siebie.

Kiedy wysiadłam z samochodu  delikatnie pokrapywał deszcz a góry były spowite mgłą z której wynurzały się  brązowo-żółte zarysy buków. W lesie  panowała cisza. Już u podnóża szlaku zrobiłam pierwsze zdjęcie. A potem powróciła radość, ta, którą zawsze czułam naciskając spust migawki. 

Myślę sobie, że opuściłam fotografie na wiele miesięcy. Uznałam, że w tamtych trudnych chwilach w mojej głowie nie było dla niej miejsca którego potrzebowała. 

Ona natomiast nigdy mnie nie opuściła. Czekała cierpliwe na chwile, kiedy znowu będzie nam “po drodze” Tak naturalnie i zgodnie, obie uznałyśmy, że teraz jest właściwy czas, kiedy w moim życiu zaczyna się pojawiać więcej miejsca i przestrzeni dla niej i dla wielu innych rzeczy.  

Nie zawsze lubimy rozstania ale czasami są one potrzebne.

Uczą nas czegoś o nas samych.

Jeżeli rozstaliśmy się z jakąś częścią nas, to nie znaczy, że ją porzuciliśmy.

Rozstanie daje szansę na powrót.  

Kiedy wracamy możemy poczuć jak przez ten cały czas bardzo tęskniliśmy.