Siadając wieczorem na łóżku, Anna nastawiła w telefonie budzik na dzień następny. Bynajmniej nie jeden. Przeważnie ustawiała dwa lub trzy. Robiła tak od lat, jakby nie ufając sobie, że zmobilizuje się do wstania przy pierwszym dźwięku. Wyznaczając godziny pobudki przyjmowała zapas czasowy. Pierwszy budzik zazwyczaj był czymś, co sprawiało, że sen gwałtownie był przerywany, aby po kilku sekundach powrócić. Jedyna myśl jaka wówczas powstawała w głowie Anny brzmiała “mam jeszcze dziesięć minut”. Drugi budzik przeżywała bardziej świadomie. Sprawiał, że wtulała się mocniej w pościel lub starała się odnaleźć ciepło drugiego człowieka, jeżeli była na to szansa. Trzeci budzik Anna traktowała poważnie. Był to pierwszy, poranny przejaw jej konsekwencji i stanowczości w działaniu. Odkrywała kołdrę jednym ruchem i bez zbędnej zwłoki wstawała. Nie lubiła porannego pośpiechu, w związku z tym niewiele było okoliczności, które zatrzymywały ją w pościeli na dłużej.
Kolejna część dnia była wpisana w rutynowe działanie. Wydarzenia następowały po sobie sekwencyjnie. Anna zjadała lekkie śniadanie, potem przygotowywała kawę z mlekiem. Teraz, kiedy nastąpiły ciepłe dni wkładała lekką, zwiewną i kolorową sukienkę. Kilka ruchów szczotką i długie, sięgające pasa włosy nabierały kształtu. Jeszcze subtelne podkreślenie rzęs, odrobina pudru i mogła wychodzić z domu. Oczywiście nie zdarzyło się, aby opuściła łazienkę bez odrobiny Coco Chanel Madmoiselle. Używała tych perfum od wielu lat i żadne inne nie mogły się z nimi równać.
***
Zwykle droga do pracy mijała Annie spokojnie. Włączała na Spotifaju składankę, z której zaczynały losowo płynąć jej ulubione utwory: Pink Floyd, Kasia Sochacka, Kiwanuka, U2, Queen, Jimi Hendrix, Sting, Portishead. Był też wykonawca, w którym od kilku tygodni zakochała się bez reszty – Kortez. Uwielbiała słuchać jego utworów. Miała wrażenie, że są zgodne z nią, z tym co czuje, przeżywa, a nawet z niektórymi wydarzeniami w jej życiu. Albumy “Mój dom”, czy “Bumerang” były jej ulubionymi. Wsłuchiwała się w słowa tych piosenek i w swoje myśli. Droga do pracy mijała niezauważalnie.
Tego dnia, docelowe miejsce było zaledwie kilka minut od skrzyżowania, do którego się zbliżała. Samochody, jadące przed nią zwolniły. Ona również powoli zaczęła naciskać hamulec. Coś na moment odwróciło jej uwagę. Wzięła do ręki komórkę. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość. Oczy zaczęły łapczywie czytać tekst. Bezwiednie zdjęła nogę z hamulca. Muzyka w samochodzie była głośna, zalewała jej umysł.
Nagle poczuła mocne uderzenie.
Przez ułamek sekundy miała wrażenie, że jak co rano, pierwszy głośny budzik wyrywa ją z błogiego snu. Nie wiedziała, co się dzieje. Poczuła jakby serce miało jej rozerwać klatkę piersiową. Nogi w kolanach zaczęły drżeć.
– Robert, słuchaj, mam pytanie. Czy mój samochód jest ubezpieczony?
– Hallo, Anna, co się stało?
– Nic, tylko … czy mam ubezpieczenie AC?
– Tak, masz pełne ubezpieczenie. Co się stało? – Robert nerwowo ponowił pytanie.
– Nie wiem, to był moment. Wjechałam pod tira …
W słuchawce zapadła głucha cisza.
– Anno, nic ci nie jest?
– Nie nic. Wszystko ok.
– Możesz jechać samochodem?
– Tak.
Robert słysząc głos Anny i zapewnienie, że wszystko u niej ok, uspokoił się.
– Zrobiłaś z niego cabrio? – zapytał łagodnym głosem, próbując rozluźnić atmosferę.
– Nie, to jeszcze nie jest cabrio – spokojnie odpowiedziała Anna.
– Nie ma się czym przejmować. To tylko auto. Najważniejsze, że tobie nic się nie stało. Możesz nim jechać? – zapytał Robert.
– Tak – odpowiedziała Anna.
– Dobrze. wieczorem ogarniemy formalności.
– Robert … Dowiedz się, czy mogę mieć samochód zastępczy.
– Dobrze, o nic się nie martw – odpowiedział Robert.
“O nic się nie martw” zabrzmiało jak znajomy zwrot z czasów, kiedy jeszcze byli razem.
Robert nigdy nie przykładał wagi do samochodów ani do ich marek. Już wiele lat wcześniej, kiedy mieszkał jeszcze z Anną wiedział, że sprawi jej przyjemność, kiedy podczas bliższego lub dalszego wyjazdu będzie mogła prowadzić samochód. Akceptował to, że w pierwszych latach ich znajomości Anna miała “ciężką prawą nogę”. Lubiła jeździć szybko. Na autostradach zazwyczaj zajmowała lewy pas. Z czasem, jej styl jazdy uspokoił się. Często brała samochód Roberta. Dla niego nie miało większego znaczenia, co stanie się z samochodem, byle kierowca nie doznał żadnego urazu. Lubiła w nim tę cechę. Tę jego wyjątkowość na tle innych mężczyzn, którzy mogliby oddać wszystko, poza swoimi czterema kółkami.
***
Następnego dnia po zdarzeniu Anna pojechała do salonu. Podeszła na stanowisko z napisem “Likwidacja szkód”. Za biurkiem siedział młody mężczyzna w białej koszuli. Stojąc tam dłuższą chwilę pomyślała, że chyba jest przeźroczysta. Po kilku minutach mężczyzna, z dużym wysiłkiem, podniósł wzrok. Jego wyraz twarzy ani przez moment nie zmienił się.
– Słucham.
– Chciałam zgłosić szkodę – powiedziała Anna.
– Jest pani umówiona na oględziny?
– Nie, a trzeba?
– Trzeba – beznamiętnie opowiedział mężczyzna.
Anna nie tylko miała wrażenie, że jest przezroczysta, ale również, że ten mężczyzna ledwo żyje. Oboje wyglądali jak w zatrzymanym kadrze jakiegoś nudnego filmu.
– Co się stało z samochodem?
– Wjechałam pod tira – odparła Anna. – Ale nic takiego się nie stało. Może wystarczy to lekką przemalować czy zamalować. Nie wiem.
Zabrzmiało to bardzo głupio: „przemalować czy zamalować”.
„Po co ja mu to mówię?”, zapytała w myślach samą siebie. Przecież ten, na wpół żywy facet chyba wie co z tym zrobić.
– Dobrze. Wyjątkowo obejrzę samochód.
Mężczyzna wstał, włożył czarną marynarkę i czarny prochowiec. Do ręki wziął duży, czarny parasol. Na zewnątrz padało. Wyszli z salonu i podeszli do samochodu. Mężczyzna stanął przed maską. Przez moment patrzył na nią bardzo uważnie, nic nie mówiąc.
– Proszę ją otworzyć – powiedział po chwili.
Anna pociągnęła za dźwignię i uniosła maskę. Mężczyzna najpierw lekko, a potem zdecydowanie głębiej pochylił się. Od momentu, kiedy podeszli do samochodu stał w tym samym miejscu a jedyną jego aktywnością było pochylenie się do przodu, kiedy maska była otwarta. Po jej zamknięciu mężczyzna nadal stał, niewzruszony, w tym samym punkcie.
Anna podniosła wzrok i odniosła wrażenie, że powieki mężczyzny są nieustannie na tym samym poziomie. Jakby przecinały oko w połowie i nie wychylały się poza jedną, ustaloną linię. Stali tak obok siebie przez kilka minut patrząc na samochód. Po chwili Anna usłyszała.
– Trzeba wymienić całą maskę. Znaczek jest uszkodzony.
Anna popatrzyła na logo BMW, wirujące śmigiełko. Owszem, było uszkodzone. Wyglądało jak skorupka jajka, którą uderza się lekko o róg patelni podczas smażenia jajecznicy. Biało-niebieska szachownica została podzielona na dwie części.
Oboje stali chwilę w milczeniu. Anna miała wrażenie, że jest na pogrzebie, a uszkodzony znaczek, chociaż stanowił najmniej zniszczony element, należy uczcić minutą ciszy. Mężczyzna zdawał się przeżywać jakiś wewnętrzny dramat. Jego słowa, że trzeba wymienić całą maskę, ponieważ znaczek jest uszkodzony brzmiały dla Anny tak absurdalnie i irracjonalnie, że nie była w stanie nic powiedzieć. Uznała, że jakakolwiek wątpliwość czy sugestia w całej tej sytuacji będzie nie tyle niewłaściwa co niestosowna. Ewentualne pytania, mogłyby spotkać się ze strony mężczyzny z wymownym spojrzeniem, które odpowiedziałoby Annie na wszystkie jej rozterki – te właściwe i te niewłaściwe.
Wrócili do salonu. Mężczyzna złożył czarny parasol, zdjął czarny płaszcza i czarną marynarkę. Odwrócił się i zaczął wyjmować z półeczek kolejne formularze. Kiedy wrócił do biurka, trzymał w ręku spory plik zadrukowanych kartek.
– Proszę się z tym zapoznać, wypełnić i podpisać.
Anna założyła okulary, wzięła długopis i zaczęła wypełniać kolejne oświadczenia, upoważnienia, deklaracje, potwierdzenia, zaświadczenia i wyjaśnienia. Wydawało się, że powtarzalność wpisywanych danych nie będzie miała końca. Teraz, kiedy uporała się z każdą linijką dokumentów do ustalenia pozostała ostatnia kwestia, czyli kiedy można oddać samochód do naprawy. Mężczyzna, jakby czytał w myślach Anny.
– Części sprowadzimy do miesiąca. Wtedy skontaktujemy się z Panią. Dziękuję.
– A jest możliwość szybszego załatwienia sprawy? – nieśmiało zapytała Anna.
– Raczej nie. Jeżeli tak się stanie, to zadzwonię do Pani. Dziękuję.
Anna wstał i wyszła. Odniosła wrażenie, że gdyby spędziła kilka chwil więcej w towarzystwie tego mężczyzny utraciłaby nie tylko wewnętrzną energię, ale i wolę życia.
***
– Dzień dobry. Miesiąc temu zgłaszałam u państwa szkodę. Chciałam się zapytać, kiedy mogę oddać samochód do naprawy? – Anna nie ukrywała zniecierpliwienia. Od miesiąca, nikt się do niej w tej sprawie nie odezwał.
– Aaa, to chwileczkę – odezwała się słodko-mdła pani. Zaraz przełączę do Pana od szkód.
Po wysłuchaniu kilku utworów muzycznych w tle, na linii, ponownie odezwała się słodko-mdła pani.
– Pana od szkód nie ma. Niestety, nie wiem, gdzie jest. Na stanowisku jest ciemno.
– A do której godziny ten pan pracuje? – zapytała Anna, patrząc na zegarek, który pokazywał godzinę czternastą.
– Do szesnastej. Ale dzisiaj chyba gdzieś wyszedł. Proszę zostawić numer telefonu, oddzwonimy do Pani.
Anna poczuła, że wzrasta w niej irytacja.
– Już kilka razy zostawiłam państwu mój numer telefonu i nikt się ze mną do tej pory nie skontaktował.
– Aaa, to przepraszam. Jak kolega wróci to przekażę, że pani dzwoniła.
Anna wyobraziła sobie, że pan od szkód być może pojechał dokonać oględzin, na których nie tylko znaczek z przodu samochodu został zniszczony, ale również znaczki w kole lub w klapie bagażnika uległy zmiażdżeniu i to sprawiło, że jego odporność psychiczna na tyle się obniżyła, że zamiast siedzieć w biurze do szesnastej przeżywa własne rozterki na kozetce u terapeuty i płaci olbrzymie pieniądze, aby ratować resztki swojej wewnętrznej równowagi.
***
– Chciałam prosić o samochód zastępczy. Mam to w ramach ubezpieczenia – powiedziała Anna zmęczonym głosem do kobiety z działu Assistance.
– Oczywiście. Za moment ustalę z Panią, gdzie i kiedy podstawimy samochód. Ma pani jakieś preferencje?
– Tak, proszę o samochód z automatyczną skrzynią biegów.
– Oczywiście, samochód zastępczy będzie podobnej klasy co pani bmw. Czy jeszcze w czymś mogę pomóc?
– Nie dziękuję. Tylko proszę pamiętać, żeby miał automatyczną skrzynię biegów – Anna upewniła się, że kobieta po drugiej stronie odnotuje jej uwagę.
– Oczywiście, zaznaczę to w odpowiedniej rubryczce.
Następnego dnia poranek był ciepły i słoneczny. Anna pojechała oddać samochód do naprawy i przesiąść się, jak zostało to określone, do „samochodu podobnej klasy”. Na placu stała laweta z logiem ubezpieczyciela. Drzwi się otwarły, a młody, uśmiechnięty człowiek powiedział do Anny coś w stylu.
– Dzień dobry, przywiozłem pani samochód zastępczy.
Anna omiotła wzrokiem parking przed salonem. Tylko jeden samochód był innej marki. Zobaczyła białe kombi, które wydawało jej się nieskończenie długie.
– Tak, tak, to dla pani. Zapraszam.
Mężczyzna otworzył drzwi, wsiadł do samochodu i uruchomił go.
– Proszę, śmiało, niech pani wsiada.
– Ale to miał być automat! – wykrzyknęła Anna oburzonym tonem.
Mężczyzna zaczął wertować plik papierów, który trzymał w dłoni.
– Nic takiego tu nie mam. A zgłaszała to pani?
– Tak.
– To ja już nie wiem. Taki samochód mi dali. A co, nie poradzi sobie pani z manualną skrzynią biegów? – Mężczyzna wymownie popatrzył na Annę, zapewne czekając tylko, kiedy zacznie biadolić, że będzie miała z tym problem.
– Poradzę sobie – odpowiedziała niewzruszona, ale z nutą irytacji w głosie. – A gdzie jest kluczyk?
– No jak to, gdzie? – Zdziwił się mężczyzna. W stacyjce. Wiem, wiem, jest pani przyzwyczajona do innego standardu. Mężczyzna powoli zaczął oddalać się od samochodu. – Aha i proszę pamiętać, żeby zaciągać hamulec ręczny, bo samochód może pani sam odjechać.
– Co za kretyn – Anna pomyślała o samochodzie i nie tylko.
Tymczasem samochód powoli, bez niczyjej zgody, zaczął toczyć się w sobie tylko znanym kierunku. Zanim Anna nacisnęła hamulec samochód nabrał prędkości i uderzył w stojący kilka metrów dalej bmw X8. Na szczęście w drzwi od strony pasażera.
Biało-niebieskie logo pozostało nieuszkodzone.
Opublikowano w: Zapiski